Bardzo lubię jeździć na rowerze, ale tu, gdzie teraz mieszkam nie ma ścieżek rowerowych, a jezdnia jest wąska i w dodatku podziurawiona. Jednak nie zniechęca mnie to i gdy tylko mam czas dosiadam mojego "rumaka" i pędzę przed siebie.
Do małego plecaka włożyłam już butelkę z piciem, batona, mapę i pelerynę przeciwdeszczową. Jeszcze tylko okulary i rękawiczki.
Wsiadam na rower i w drogę ! Ostrzegam: będzie szybko i trochę niebezpiecznie!
Cel dzisiejszej trasy - sprawdzić drogę do rezerwatu leśnego i do Dobrzycy.
Początek drogi jest mi dobrze znany, więc jadę szybko, mijam ludzi, zbierających jagody w lesie. Następnie przecinam drogę krajową nr 6 i wjeżdżam w nowiutką drogę asfaltową, która wije się między polami, przez zupełne odludzie. Widzę w oddali dwa bawiące się na polu psy. One też mnie zauważają, bo nagle przestają się bawić i spoglądają w moim kierunku. Nie spuszczam z nich wzroku i powoli jadę dalej. Udało się ! Hura ! Psy powróciły do swoich harców.
Za moment wjeżdżam w niewielki leśny zagajnik. Nagle na drogę wychodzi z lasu duży, biały pies i staje na środku. Zwalniam, bo nie wiem jak psisko zareaguje, ale widząc mnie zwierzę spokojnie usuwa się między rosnące przy drodze krzewy i pozwala mi przejechać.
Droga biegnie między polami. Jest tak pięknie, świeci słoneczko. Mijam pracujących w polu ludzi. Dojeżdżam do wioski i tu zaczyna się droga, którą zamierzam sprawdzić. Lubię poznawać nowe drogi i bezdroża. Mijam domy i ludzi. Jak na razie droga jest całkiem w porządku. Po chwili z asfaltowej zmienia się w piaszczystą, potem polną, a dalej to już trudno poznać czy to w ogóle jest droga czy nie.
Przede mną pola chabrów i rumianków. Takiego malowniczego pejzażu jeszcze nigdy nie widziałam. Jest cudnie !!! Rozkoszuję się tym widokiem i co chwila zsiadam z roweru, by zrobić zdjęcie.
Przede mną wzniesienie. Wjeżdżam więc pod górkę, ale co to ?
Widzę rząd pszczelich domków. Kto je tutaj postawił - na zupełnym pustkowiu?! Domki ustawione są równolegle do ścieżki, którą jadę i tworzą dziesięciometrowy ciąg. Co robić ? Nie zatrzymując się - jadę dalej. Gdy mijam osiedle pszczół silny wiatr wieje niemiłosiernie i popycha owady prosto na mnie. Zaciskam usta, a prawą dłonią przysłaniam twarz. Pszczoły uderzają w moje ubranie, w odsłonięte łydki, wplątują się we włosy, ale nie ma już odwrotu - muszę jechać ! Przez ułamek sekundy przypominają mi się sceny z filmu "Rój". Co ze mną będzie ? - nie mam czasu na myślenie, a o robieniu zdjęć w takiej chwili nawet nie ma mowy. Nie zatrzymuję się i udaje mi się przejechać.
Dumna jestem z siebie, że nie zrezygnowałam, ale też obiecuję sobie, że za żadne skarby nie wrócę tą samą drogą.
Nagle droga rozwidla się. Zatrzymuję się na chwilę, by napić się soku i sprawdzić mapę rowerową.
Okazuje się, że powinnam jechać prosto, czyli przez las. Tak też czynię. Niestety droga zamienia się w rozjeżdżone błoto. Początkowo więc prowadzę rower, sprytnie omijając kałuże, a gdy wydaje mi się, że błota jest już mniej - wsiadam na rower i jadę.
Za moment jednak grzęznę w rozmokłej ziemi i ląduję prawą nogą w czarnej mazi. Rower przechyla się razem ze mną i w ostatniej chwili ratuję plecak, który zsuwa się z bagażnika i wisi na pasku tuż nad błociskiem. Ufff...
Trampki ubabrane, koła i osłona łańcucha też, ale ja - cała i ... zadowolona z siebie oczywiście !
Spoglądam w dal. Nagle przed moimi oczami coś migoce na samym środku czarnej, żużlowej drogi. Podchodzę bliżej, by zobaczyć: co to?
To przystanek dla motyli - tak go nazwałam, bo nie wiedzieć dlaczego białe motyle przysiadają tam gromadnie na chwilę i odlatują. Przylatują następne, by za moment znów odlecieć.
Kolejny raz jestem na rozstaju dróg, ale nie mam ochoty na więcej przygód. Wybieram drogę wyłożoną płytami betonowymi, bo wygląda przyjaźnie i bezpiecznie.
Teraz jadę przez piękny las. Co jakiś czas mijam tabliczkę z napisem: REZERWAT PRZYRODY. Wiem już, jak dojechać do rezerwatu ! Jest naprawdę uroczo ! Tylko ja i natura !
Wyjeżdżając z lasu, mijam starszego mężczyznę w kapeluszu na rowerze. Patrzę na niego nieufnie, a on też ma nietęgą minę.
Droga przebiega między polami. Dostrzegam koziołka w zbożu. Zatrzymuję się , by zrobić mu zdjęcie. Udało się w ostatniej chwili, bo zwierzę za moment wyczuwa niebezpieczeństwo i ucieka. Ostatni raz sprawdzam mapę, wypijam resztę napoju i wjeżdżam na jezdnię. Jeszcze kilka kilometrów i będę w domu, ale tę drogę już znam, więc jest szybciej i łatwiej.
Wieczorem w domu opowiadam o tym, co mi się przydarzyło i co słyszę ? - Ty zawsze masz jakieś przygody. Nie możesz jeździć sama ! To niebezpieczne!
- A z kim mam jeździć ?- odpowiadam pytaniem. - Przecież nic mi się nie stało, a siedząc w domu nie zobaczyłabym tylu pięknych miejsc. Teraz wiem, którędy można dojechać do rezerwatu Warnie Bagno. Do Dobrzycy nie udało mi się niestety dojechać, ale wiem która droga tam prowadzi.
Nie powinnaś się sama wybierać na taką wyprawę.Przecież gdybyś nagle zleciała z roweru i np. skręciła nogę to nie byłoby wcale wesoło.
OdpowiedzUsuńPomijam drobny fakt, że nigdy nie wiadomo kogo spotkasz w drodze.
Do lasu i na górskie wycieczki nie chodzi się "solo".
Miłego;)
W mojej okolicy nie mam koleżanek, więc jeżdżę sama. Lubię jeździć i nic na to nie poradzę. Mam zawsze telefon przy sobie. Czasem jest niebezpiecznie albo tylko mi się tak wydaje. Pozdrawiam :)
UsuńAle co motyle widziały w tym przystanku?
OdpowiedzUsuńFajna opowieść:)
Nie wiem co te motyle tam zwabiało. Może jakiś zapach? Niewiele wiem o motylach.
UsuńNo to opowieść z dreszczykiem :) Piękne zdjęcia Ulu
OdpowiedzUsuńTak właśnie mam, jak mój mąż mówi - zawsze jakieś przygody. Trochę je prowokuję, bo wybieram się do miejsc odludnych, gdzie nie ma dróg.
UsuńŚwietne zdjęcia. Fajna wycieczka z przygodami
OdpowiedzUsuńDziękuję Ewo :) Ściskam :))
UsuńOkolica bardzo malownicza, podziwiam twoje fotki, ale sama bałabym się wybrać w taką drogę. Wiem, że teraz jesteś z siebie dumna, ale gdyby te psy lub pszczoły...strach pomyśleć. Taki rój zaatakował nas kiedyś w górach, nie zapomnę tego nigdy.
OdpowiedzUsuńJak więc pogodzić chęć przygody i bezpieczeństwo? Trudna odpowiedź, prawda?
U mnie chęć przygody i poznawania nowych okolic jest większa od strachu. Z resztą, gdy nie wiesz, co cię czeka - to się nie boisz, bo nie wiesz jeszcze czego się bać. Poza tym gdyby człowiek siedział w domu to niczego by nie zobaczył, nie dotknął, nie doświadczył.
UsuńPiękne widoki, piękne zdjęcia, ale nie ma na świecie żadnej siły, ludzkiej ani nieludzkiej, która by mnie zmusiła do jazdy na rowerze, której organicznie nie znoszę.
OdpowiedzUsuńUśmiałam się :))) Sorry... Ja wręcz uwielbiam jazdę na rowerze odkąd tata nauczył mnie jeździć. Jeździłam nawet z nogą w gipsie.
UsuńNo widzisz... A ja tej miłości ani nie rozumiem, ani nie popieram, tylko ze zdumieniem obserwuję u innych ludzi. Powód? Uśmiejesz się jeszcze bardziej, bo jest prozaiczny, ale za to kluczowy: na rowerze boli mnie tyłek. Ile bym nie jeździła i na jakim siodełku!
UsuńHa ha ha ha ha !!!!!!! Rzeczywiście - powód nie do podbicia!
UsuńA widzisz :)
UsuńŚwietna i dynamiczna relacja z wycieczki:) Fajne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńDzięki Anetko :))
UsuńFajna wycieczka,malownicze te chabrowe pola.W tym roku udało mi się zaliczyć kilka rowerowych wycieczek z dziećmi ale sama do lasu trochę się jednak boję jechać.Pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuńPrzyznam Ci się, że też czasem mam stracha, ale uwielbiam jeździć, więc wsiadam i jadę. Uściski :))
UsuńŚwietna wyprawa i świetnie opisana ale ....
OdpowiedzUsuńJeżdżę z grupą nie zaryzykowałabym samotnej jazdy w nieznane.Następnym razem koniecznie weź kogoś ze sobą:))
Bardzo ładne zdjęcia.
Pozdrawiam serdecznie:))
Wiem Tereniu, że jeździsz na grupowe wyprawy rowerowe. Może kiedyś przyłączę się do jakiejś grupki. Ja po prostu lubię jeździć, a na razie nie znam tu ludzi. W mojej wsi prawie wszyscy jeżdżą na rowerach, bo jest to główny środek transportu, ale do sklepu po piwko. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńOdważna z ciebie babeczka...najważniejsze,że wszystko dobrze się skończyło,a widoki cudne ♥ Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Od dziecka tak mam, że włażę tam, gdzie niebezpiecznie.
UsuńFajna wycieczka...
OdpowiedzUsuńTego mi brakuje w tym roku...
Pozdrawiam :-)
Poczułam się, jakbym jechała zaraz obok Ciebie. Poczułam radość, widząc tyle motyli, spoglądając na łąki. Poczułam nieufność do pana napotkanego, poczułam lekką grozę, jadąc przez osiedle pszczół. Wspaniały tekst, bardzo wciągający. Lubie takie osoby, masz rację, gdybyś nie pojechała, to nie zobaczyłabyś tylu wspaniałych miejsc. Teraz masz kolejne piękne wspomnienie. Wspaniały post.
OdpowiedzUsuńBardzo serdecznie pozdrawiam, miłego wtorku. :)))
Cieszę się, że poczułaś się właśnie tak, jakbyś tam była. O to mi chodziło, żeby jak najwierniej oddać klimat tej wyprawy, a ja uwielbiam jeździć po nieznanych ścieżkach. Przy okazji poznaję okolicę. Uściski serdeczne :))
UsuńUlu widoków pozazdroszczę i wycieczki też ale cudne chabry :) Ach jak ja bym tak chciała zazdroszczę i to bardzo :) Dobrze kochana że nic Ci się nie stało ale tak bywa że bez przygody to nie ma czego wspominać ;) Życze kolejnych takich wypraw :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Dzięki Beatko :)) W Polsce jest pełno pięknych widoków !
UsuńOdważna z Ciebie istotka, czytałam ten dreszczowiec z zapartym tchem, psy, otwarte przestrzenie uwielbiam oglądać ze swoich balkonów. Od siodełka bolą mnie cztery litery, chociaż kiedyś przez prawie rok dojeżdżałam do pracy na rowerze. Mój M. uwielbia jazdę na rowerze, niestety ja nie.
OdpowiedzUsuńSerdeczności przesyłam.:))
Od pewnego czasu i mnie boli tylna część ciała od siodełka, ale da się wytrzymać. Rower jest super ! Dojedziesz nim wszędzie tam, gdzie samochodem nie można i będziesz szybciej niż piechotą.
UsuńFantastycznie, Uleńko, jestem zauroczona takimi wyprawami. Już sobie obiecałam, że za rok zrobię wyprawę w góry. Tak bardzo chciałabym zobaczyć świat z góry, hehe. pozdrawiam Ci serdecznie :-D
OdpowiedzUsuńOch, Marzenko - ja te marzę o tym, żeby pojechać w góry. Mają one to "coś" w sobie, czego nie ma nigdzie indziej. Buziaki :))
UsuńCóż za wyprawa! Czułam się jakbym czytała książkę;) Jestem pełna podziwu, że samotnie się wybierasz, ale też doskonale Cię rozumiem. Warto jest dla samej jazdy, dla takich pięknych widoków, dla wrażeń, dla wiatru we włosach;) Nie można bać się wszystkiego, a najlepiej w ogóle pod tym kątem nie myśleć;)
OdpowiedzUsuńMario, dokładnie o to mi chodziło, by jechać, cieszyć się, rozkoszować widokami! Uściski posyłam :)))
UsuńPiękna wyprawa rowerowa z tyloma sytuacjami po drodze,do tego te widoki. Super napisane,poczułam się tak,jak bym tam była.Najlepiej poruszać się solo,wtedy łatwiej zebrać myśli.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję :) To prawda, że łatwiej zebrać myśli, gdy nikt nie przeszkadza, choć jechać we dwójkę na pewno byłoby raźniej. Pozdrawiam :))
UsuńPiękny opis, super zdjęcia - aż zatęskniłam za rowerem, który stoi odłogiem w tym roku. A popędziłabym tak jak Ty :)
OdpowiedzUsuńPS
Ja też zawsze jeżdżę sama lub czasem w towarzystwie psów, ale to w tym przypadku tylko wyprawy po leśnych ścieżkach. Niemniej jednak trochę mi żal tych, którzy się boją... Nie ma to jak przygoda i wiatr we włosach :)))
Dziękuję Andziu :) Cieszę się, że jesteś po mojej stronie - nie ma to jak przygoda !!! Uściski posyłam :))
UsuńKochana Moja! Czytając a miałam gęsią skórkę ! W szczegolności ten atak pszczółek! jesteś dzielna bo ja choć Kocham pszczółki taki roj by mnie przeraził. Ja też jeżdzę często sama bo nie mam z kim. Mąż należy do klubu więc tylko raz na tydzień może ze mną pojechać. Szkoda że razem we dwie nie pojeździmy Buziaczki :*
OdpowiedzUsuńOch, Szymko ! Ja bardzo chętnie pojechałabym z Tobą na przejażdżkę rowerową. Buziaki :)))
Usuń