Kiedy rano wyjeżdżałam do pracy nie wiedziałam jeszcze jak skończy się ten dzień - ostatni dzień października - ani jaki będzie jego przebieg. Na początku wszystko było normalnie. Wstałam wczesnym rankiem. Jak zwykle zjadłam tosta z dżemem własnej roboty i popiłam zaparzonym siemieniem lnianym. Wyprowadziłam psy na krótki spacer we mgle. Następnie spakowałam wszystko, co potrzebuję na 12-godzinny dyżur, odpaliłam silnik mojego auta i wyruszyłam w drogę do pracy.
W pracy około godziny 9:00 zjadłam przyrządzoną przez siebie sałatkę z pomidora i sałaty rzymskiej. Około 12:00 czułam się trochę dziwnie i zaczął mnie pobolewać brzuch. Pomyślałam, że to pewnie z głodu. Po 13:00 zjadłam leczo z warzyw, które przygotowałam dzień wcześniej i wypiłam sok z jabłek, zakupiony w markecie. Ból brzucha był teraz zdecydowanie silniejszy. To jednak nie z głodu - pomyślałam. Co jest ?
Stopniowo czułam się coraz gorzej. Do tego dołączyły się silne dreszcze. Z trudem wypowiadałam każde słowo. Nie byłam w stanie ruszyć z miejsca. Siedziałam zwinięta w kłębek na kozetce w naszej dyżurce i z trudem łapałam oddech. Pani Krysia, która sprzątała hol powiedziała, że jestem blada jak ściana. Po chwili umyła mój kubek i zaparzyła mi herbatę miętową. Nie byłam w stanie wykonywać swoich obowiązków, a tu jeszcze karetka przywiozła pacjentkę i trzeba wszystko zrobić... Skulona poszłam do zabiegowego, pobrałam krew i opierając się na wózku zawiozłam pacjentkę do sali. To był szczyt moich możliwości. Wiedziałam, że więcej już nie dam rady. Całą resztą zajęła się moja dyżurowa koleżanka.
Natomiast ja ulokowałam się w pokoju socjalnym na kanapie. Nie wiedziałam jak mam usiąść. Co chwilę kuliłam się i prostowałam, ale każda pozycja była dla mnie niekomfortowa. Dreszcze nasilały się. Brzuch zrobił się duży. Cięte bóle dokuczały mi coraz bardziej. Połknęłam tabletkę No-spy i Esputikonu. Salowa Magda przyniosła mi worek czerwony.
- Madziu, po co ten worek ? - zapytałam.
- Niech leży. Może się przydać - usłyszałam w odpowiedzi. Zwijałam się z bólu na tej kanapie. Nie wiedziałam co ze mną dalej będzie. W jednej chwili pomyślałam, że przecież nie jestem jeszcze gotowa... nie pożegnałam się z rodziną, z psami - one tam na mnie czekają w domu. Tyle spraw mam niezakończonych. Nie uwierzycie, ale pomyślałam: co z blogiem ? - przecież nie napisałam jeszcze ostatniego słowa...chciało mi się płakać. Czułam, że nad tym nie panuję. To chyba koniec ? Naprawdę było ze mną źle.
Gdy moja koleżanka wpadła na chwilę do pokoju, by wziąć łyk herbaty zdążyłam tylko powiedzieć, że chyba mi się zdaje, że robi mi się niedobrze i...czerwony worek znalazł swoje zastosowanie. Zmasakrowana zwartość żołądka wylądowała w worku. Po chwili wstałam i oznajmiłam:
- Żyję ! Jest już okay ! Mogę pracować !
Tak mi się wydawało - niestety tylko przez chwilę. Ból i dreszcze wróciły ponownie. Znów zwijałam się na kanapie. Co ze mną jest !? Przecież nie jadłam nic nieświeżego, żadnych grzybów. Leżąc wystukałam sms-a do syna, że nie wrócę dziś do domu. Może przenocuję w mieście, u mojej mamy. Syn oddzwonił zaniepokojony. Obiecał, że przyjedzie do domu i zajmie się psami. Za chwilę zatelefonowała moja córka. Gdy usłyszała mój ochrypły głos w słuchawce przeraziła się i zapewniła, że się za mnie pomodli.
Zadzwoniłam do koleżanki, która miała przyjść na nocny dyżur. Poprosiłam, żeby w miarę możliwości przyszła trochę wcześniej. O 19:00 na półleżąco przekazałam dyżur koleżankom, które z niepokojem i troską patrzyły na mnie. Trudno jeszcze było mi się wyprostować. Ból zmienił się w kłucie z lewej strony, ale powoli ustępował. Ku mojemu zdziwieniu mogłam już normalnie mówić. Koleżanki zakazały mi siadać za kierownicę. Miałam wezwać taksówkę. Miałam... lecz czułam, że objawy powoli puszczały. Z lekką kolką poczłapałam na parking i stwierdziłam, że jestem w stanie prowadzić, więc odpaliłam silnik i pojechałam do domu. Na miejscu zaparzyłam ziołową herbatę i położyłam się spać.
Nazajutrz obudziłam się osłabiona i poturbowana. Czułam się tak, jakby czołg po mnie przejechał. Nie wiem co to było. Na szczęście nie czułam bólu. Dzień przetrwałam na sucharach i kisielu.
Dopiero kolejnego ranka poczułam jakbym całkiem na nowo się narodziła, jakbym wróciła z dalekiej podróży. Czułam wielką radość i wdzięczność za to, że żyję. Widocznie było mi to potrzebne.
Znak to dla mnie i nauka, żeby nie kręcić się w miejscu, lecz zawsze iść do przodu - choćby małymi kroczkami, nie oglądać się na innych i skupiać się na tym, co w danej chwili ważne, dobrem i uśmiechem obdarzać napotkanych ludzi oraz zawsze doprowadzać do końca to, co się zaczęło. Szkoda marnować czas na kłótnie i sprawy małoważne. Trzeba dbać o siebie, dziękować za wszystko, co daje los i każdy dzień witać z radością.
"...ludzie odnajdują znaki, bo chcą je znaleźć, widzą duchy, bo chcą je zobaczyć." Malena Watrous / cytat z książki " Jeśli pójdziesz za mną"/
Kiedyś przeczytałam taką myśl , że organizm buntuje się , gdy o niego nie dbamy i w pewnym momencie kładzie nas do łózka. Tez mi się takie jednodniówki zdarzały i do dziś nie wiem, co to było...
OdpowiedzUsuńDbaj o siebie, kochana!
jotka
Dziękuję :) Choroba atakuje znienacka. Tak było w moim przypadku. Podziałało - przestraszyłam się. Inaczej teraz patrzę na życie :)
UsuńCzasami jest nam potrzebny taki bodziec aby się zastanowić nad własnym życiem.....ja latem miałam zapaść i też myślałam że to koniec !
OdpowiedzUsuńZ pewnością jest to pozytywny bodziec, bo inaczej później się podchodzi do pewnych spraw. Zapaść jest okropna. Człowiek czuje, że się kończy...
UsuńPozdrawiam :))
Podobno wszystko jest po coś. Dobrze, że to nic poważniejszego.
OdpowiedzUsuńTo prawda ! Osobiście wierzę w to, że wszystko jest po coś.
UsuńUlu jakie my jesteśmy uparte a nic nam nie jest to tylko jakaś niestrawność i takie tam ...wiele takich dni miałam w tym roku do momentu w którym u mnie mogło by się skończyć tragicznie .... przemyślenia słuszne ...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam zdjęcia przepiękne
Beatko ! Powiem Ci, że dopiero doceniłam własne zdrowie. Zdjęcia zrobiłam na trzeci dzień po chorobie, gdy odrodziłam się na nowo. Dziękuję :)))
UsuńTy wiesz, że ja to czytałam z tak bijącym sercem, że aż mi słabo się zrobiło. Niby wiem, że jest ok, bo to napisałaś, ale no przeżywam tu na maksa. Cóż to za dziadostwo było, niech już nigdy przenigdy nie wróci. Pomyślałaś o bliskich, w tym wymieniłaś psy, co mi serce już niemal wybuchło ze wzruszenia, no i pomyślałaś o nas... Mnie słów brakuje. Napisze tak i proszę czytać z uwagą. Jesteś dla mnie ważna, nie znam Twojego głosu, nie uścisnęłam nigdy dłonie, ale czuje w Tobie przyjaciela, który pomaga mi wzrastać, jako człowiek. Pragnę dla Ciebie zdrowia i szczęścia i postaram się z całych sił, by te słowa, które tu dziś przeczytałam, nie poszły na marne. Niech Twoja lekcja będzie i moją, bo wierzę, że napisałaś to też dla mnie, bym stała się bardziej świadoma, bym nie pomijała moich błogosławieństw. Jesteś w moim sercu i zawsze będziesz. Dziękuje Bogu, że napisałaś ten post, że czujesz się dobrze, że jesteś, że mi Cię podarowała, że dał takiego dobrego człowieka światu. Sercem przytulam. <3
OdpowiedzUsuńAgnieś, nie możesz tak pisać, bo ja mam takie ciarki... Po prostu wzruszasz mnie bardzo tymi słowami i bardzo Ci za te wzruszenia dziękuję !!! Jesteś ogromnie wrażliwą kobietą. Podziwiam w Tobie odwagę i siłę ducha. Rozpoznaję w Tobie bratnią duszę i dobrą przyjaciółkę. Dostałam "klapsa" od losu, ale już dobrze ze mną. Teraz bardziej, mocniej i sercem całym dziękuję za wszystko, czym obdarza mnie los. Ściskam Cię kochana i dziękuję za Twoją troskę :)))
UsuńJesteś zdrowa i jeszcze mądrzejsza. Czasami takie sytuacje okazują się dla nas darem i niech będzie tak tym razem. Niech nawet bułka ma teraz lepszy smak.:D Mooocno przytulam.♥️
UsuńPrzeczytałam wszystko i tak się zastanawiam, zatrucie to raczej nie było, wiec co?
OdpowiedzUsuńW pewnym sensie znalazłaś się w dobrym miejscu, bo chyba najgorzej w aż takim niedomaganiu być samemu w domu. Najważniejsze, że już po wszystkim, a owocem są te wnioski na koniec.
Nie wiem czy to zatrucie czy wirus ? Naprawdę było nie wesoło. Mój tata zawsze powtarza mi - z humorem, że skoro pracuję w szpitalu to zdrowie mam zapewnione. Tym razem jednak dostałam ostrzeżenie od Losu. Nie mogę tego lekceważyć. Pozdrawiam :))
UsuńDbaj o siebie Ulu, wszystkiego dobrego życzę :) Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Anko ! Już jest dobrze. Pozdrawiam ciepło :)))
UsuńDlatego Uluś zawsze warto zadbać o siebie, zanim jeszcze los zrobi to za nas. Dobrze, że skończyło się tylko na delikatnym upomnieniu, by zwolnić i może coś zmienić. Też przez to przeszłam i teraz wiem, że nic nie jest warte tego by ryzykować swoim zdrowiem. To są właśnie znaki . Ściskam kochana
OdpowiedzUsuńTeż wierzę w te znaki Gabrysiu i tak je odczytuję. Na pewno to było ostrzeżenie i nie będę go lekceważyć. Przemyślałam sprawę i koniecznie chciałam się tym z Wami podzielić - tu na blogu. Buziaki ślę do Ciebie :)))
UsuńIdentyfikuję się z tym co napisałaś.
OdpowiedzUsuńNie znasz dnia, ani godziny...
Dziękuję ! Dlatego warto skupiać się na każdej rzeczy, za którą się bierzemy i doceniać każdą chwilę i każdy gest. Pozdrawiam serdecznie :)))
UsuńI mnie zdarzają się takie stany. To znaczy nie identyczne ale polegające pewnie na zaburzeniach prawidłowego ciśnienia. Po prostu zaczyna mi się robić bardzo słabo....I czuję jakby życie że mnie uchodziła. To trwa mniej więcej 24 godziny a potem powoli wszystko wraca do normy.
OdpowiedzUsuńZdrowie jest najważniejsze... co do tego nikt nie powinien mieć wątpliwości.
Serdecznisci Ulu
"Szlachetne zdrowie. Nikt się nie dowie jako smakujesz, aż się zepsujesz". To prawda, że często nie doceniamy tego, co mamy. Doceniam...teraz. Pozdrawiam i dziękuję :)))
UsuńDobrze, że niczym gorszym nie skończyło się. Znak, że trzeba dbać o siebie, nie zapominać o zwolnieniu tempa. A może trzeba było zrobić badania. Życzę dużo zdrowia oby już nie było takich peoblemów.
OdpowiedzUsuńDziękuję :))) Przebadam się. Sądzę, że to była niestrawność z powodu jakiegoś drobiazgu (?). Pozdrawiam ciepło :)))
UsuńPaskudna dolegliwość Cie dopadła Ale myślę ,że przepracowanie, ciężkie dyżury jednak robią swoje...dobrze ,że czujesz sie lepiej i oby dolegliwości nie wróciły...
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję :))) Czułam się strasznie, jakby życie miało się skończyć. Teraz już jest dobrze. Ściskam i pozdrawiam :))
UsuńOj ale Cię przetarmosiło. Współczuje. Dobrze, że przeszło i już czujesz. Refleksja zawsze przychodzi w takiej sytuacji. Trzymaj się zdrówka życzę
OdpowiedzUsuńTak. Przetrzepało mnie mocno. To była "jazda bez trzymanki". Już jest dobrze. Dziękuję Ewo :)))
UsuńCzytałam Twój post a serce waliło mi jak młotem. Tłumaczyłam sobie, że u Ciebie musi być już lepiej skoro napisałaś o tej niedyspozycji. Jestem pewna, że nie zgłosiłaś się do lekarza (szewc bez butów chodzi). To normalna sprawa, że osoba dbająca o innych, w podobnej sprawie zaniedbuje samego siebie.
OdpowiedzUsuńUla być może było to jakieś ostrzeżenie. Dbaj o siebie.
Przesyłam uściski i pozdrowienia:)
Tak też sądzę, że to ostrzeżenie było. Bardzo Ci dziękuję za te słowa wsparcia. Będę pamiętać, by dbać o siebie. Teraz dziękuję za wszystko :))) Pozdrawiam :))
UsuńUla, jak dobrze, że choroba szczęśliwie minęła i już jest wszystko dobrze. Dbaj o siebie kochana <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Agness:)
Bardzo Ci dziękuję :)) Napisałam o tym, bo to znak dla mnie i ostrzeżenie dla każdego, by nie lekceważyć własnego zdrowia. Ściskam mocno :))
UsuńWspółczuję bólu, niepewności dlaczego i co dolega .... dobrze, że wszystko dobrze się skończyło. Urszulko, zdrowia życzę ...
OdpowiedzUsuńUściski
Bardzo dziękuję :)) Już czuję się dobrze. Potrzebne to było, by przemyśleć... Pozdrawiam :))
UsuńJak to w życiu, nigdy nic się nie wie do końca i na pewno...
OdpowiedzUsuńZdrowia życzę:)
...dlatego trzeba chwytać każdą chwilę ! Dziękuję Ulu :)) Pozdrawiam serdecznie !
UsuńCiarki mi przeszły czytając Twój wpis.. Boję się takich sytuacji będąc gdzieś na wyjeździe... boję się o siebie u o męża.. Z roku na rok jesteśmy starsii niestety nie wiemy co i gdzie może nam się przytrafic :)
OdpowiedzUsuńUla zdrówka życzę, pogody ducha i pozytywnego myślenia :) pozdrawiam serdecznie Ania :)
Aniu kochana ! Dziękuję Ci za te szczere słowa. Człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy jaki ma skarb - zdrowie i życie ! Nie doceniamy tego na co dzień. Nie myślimy co będzie potem... Ja dopiero teraz dostrzegłam, że trzeba cieszyć się na maxa życiem i każdym dniem, który jest mi dany i... dziękować za wszystko. Ściskam Cię serdecznie :))
Usuń