czwartek, 13 czerwca 2024

Bieszczadzki sen

 W tym miesiącu nie będzie podsumowania cennych chwil maja. Maj zaczął się niezwykłą podróżą, o której marzyłam i śniłam już w  latach mojej młodości, ale zacznę od początku. 

Nigdy nie byłam w Bieszczadach. Jako młoda dziewczyna wyobrażałam sobie, że to musi być dzika kraina, pełna nieodkrytych miejsc, dla ludzi, którzy chcą odnaleźć swoją drogę życia. Kiedyś przyśniła mi się mapa z nazwą: Ustrzyki Górne. Przez jakiś czas prześladował mnie ten sen. Pomyślałam, że to znak i pewnie stanie się coś takiego, że w jakiś sposób się tam znajdę - w tych Ustrzykach. Nic bardziej mylnego ! Ha ha ha ! Młodość ma swoje prawa. Naprawdę tak myślałam, a potem o tym zapomniałam na długie, długie lata.

W tym roku postanowiłam zabrać córkę na wspólne majowe wakacje. Bardzo pragnęłam, żeby to były góry, bo góry kocham. Od pewnego czasu paru znajomych polecało mi Bieszczady, ale zawsze było mi nie po drodze. Po pierwsze: daleko ! Po drugie: blisko granicy, więc niebezpiecznie - tak twierdził mój mąż. Zawsze coś stawało na przeszkodzie. 

Jednak jak się człowiek na coś uprze to nie ma "zmiłuj". Chciałam, żeby ten wyjazd był atrakcyjny dla nas obu. Sądziłam, że są tam łatwe do przemierzenia szlaki. Kupiłam bilety, zarezerwowałam noclegi, zaopatrzyłam się w mapę i zaczęłam pakować plecak.

Podekscytowane wyruszyłyśmy w naszą podróż w nieznane. Mąż pożegnał nas na peronie, pociąg ruszył i zaczęła się nasza przygoda ! Do Wetliny dotarłyśmy po niespełna dwudziestu godzinach podróży. Oj, daleko te Bieszczady.

Po dotarciu na miejsce noclegu, które czekało na nas w przyjaznym pensjonacie poszłyśmy rozejrzeć się po okolicy. Już pierwszego dnia spotkałyśmy tajemniczą postać. Był to dość niechlujnie ubrany Pan Koralik, który uwijał się pośród ogromnej ilości rozłożonych na trawie własnoręcznie zrobionych cudów z wielobarwnych koralików. Zaczepiał przechodniów i zachęcał do rozmowy. Znalazł w nas pomocników do pakowania jego małych dzieł. Pomyślałam: czy tak wygląda bieszczadzki zakapior ? Jak się później okazało - codziennie znajdował nowych ludzi, by popilnowali towaru lub pomogli w pakowaniu. Zawsze ktoś się nad nim zlitował.

W kolejnym dniu powędrowałyśmy górskim szlakiem na Jawornik ( 1021 m n.p.m.). Już pierwszego dnia poczułam, że żal będzie stąd odjeżdżać i na pewno zatęsknię za Bieszczadem.




W Wetlinie znalazłyśmy stołówkę z pysznym, domowym jedzeniem za rozsądne pieniądze i choć nie zawsze było nam po drodze - warto było nadrobić kroków, by zjeść obiadek "jak u mamy" i ugasić pragnienie prawdziwym kompotem z rabarbaru.



Wetlina była naszym miejscem noclegu i bazą wypadową. To niewielka wieś, w której znajduje się kościół rzymskokatolicki i czynne są 3 sklepy spożywcze. Niewiele, ale wystarczy, gdy chce się wędrować i chłonąć piękno otaczającej przyrody.
Przepływająca tędy rzeka Wetlinka to miejsce przyjazne i spokojne, gdy nie ma tam tłumów rodzin z dziećmi, które przychodzą, by pochlapać się w wodzie.



W centrum Wetliny znajduje się pomnik Władysława Nadopty - legendarnego Majstra Biedy, któremu poświęcona została piosenka autorstwa Wojciecha Belona.



Kolejne dni były wielką przygodą. Z Przełęczy Wyżnej powędrowałyśmy w kierunku schroniska Chatka Puchatka, zatrzymując się na chwilę przy obelisku Jerzego Harasymowicza. Dotarłyśmy do Hasiakowej Skały ( 1232 m n.p.m.). W schronisku zrobiłyśmy sobie przerwę na kawę i małe co nieco. Wtedy w mojej głowie pojawiło się nowe, wielkie marzenie, którego na razie nie zdradzę.
W pełnym słońcu oraz przy silnie wiejącym wietrze, który ze wszystkich stron omiatał nas piachem wędrowałyśmy przez Połoninę Wetlińską na Osadzki Wierch ( 1253 m n.p.m. ). Następnie przez Przełęcz Mieczysława Orłowicza ( 1099 m n.p.m. ) pełne wrażeń wróciłyśmy do Wetliny.














Jeden dzień spędziłyśmy w Solinie, by odpocząć od wędrowania, lecz bardzo szybko zatęskniłyśmy za ciszą, jaka panuje na szlaku.
Pewnego dnia pojechałyśmy busem, by rozpocząć wędrówkę z Przełęczy Wyżniańskiej. W busie poznałyśmy pewną sympatyczną parę. Dobrze nam się rozmawiało. Pod koniec rozmowy okazało się, że małżonkowie pochodzą z naszego regionu, a konkretnie z Chojnic. Bardzo się ucieszyłam. Rozmawiało się nam tak dobrze, jakbyśmy się znali od lat. Wędrówkę na Małą Rawkę ( 1272 m n.p.m. ) rozpoczęliśmy razem, a potem jeszcze spotkaliśmy się na szlaku.
Podejście na Małą Rawkę wymagało dużego wysiłku. Droga prowadząca przez las była stroma, kamienista i pokryta konarami drzew wijącymi się pod nogami. Widoki, które na nas czekały na szczycie były warte podjętego trudu.  Tam na górze okazało się, że pewien mały wędrowiec miał urodziny - nie wiem które? Wyglądał na 6-7 lat. Wszyscy, którzy zebrali się na szczycie odśpiewali huczne "Sto lat" dla solenizanta. Takie urodziny - to ja rozumiem !
Powrót - w pełnym słońcu, bardzo długą drogą przez Dział. Szłyśmy wąską ścieżką, a dookoła rozciągały się połacie krzewów jagodowych. Mało ludzi wracało tą drogą. Byłyśmy tylko my i Bieszczady.





Gdy jest się tam w górze to dookoła jest tak pięknie, że aż zapiera dech i w ogóle nie chce się wracać.





Codziennie wieczorem układałyśmy plan na następny dzień i szybko zasypiałyśmy. Dosłownie jakbyśmy były głodne tych gór.

Kolejny dzień to rozpoczęta w miejscowości Przysłup wędrówka na Jasło ( 1153m n.p.m. ). Droga była dosyć trudna, a szlak nieuporządkowany - strome, śliskie ścieżki i brak poręczy. W niektórych momentach wciągałyśmy się pod górę za pomocą kija trekkingowego. Dalej ruszyłyśmy na Okrąglik ( 1101m n.p.m.), który jest położony na granicy Polski ze Słowacją, a następnie na Fereczatą ( 1102m n.p.m. ). Cały szlak był prawie bezludny. Spotkałyśmy pana, który miał 75 lat i w swoim tempie przemierzał szlak w asyście nieco tylko młodszego od siebie kolegi, ale dość dobrze wysportowanego. Wędrówkę zakończyłyśmy w miejscowości Smerek i chociaż byłyśmy bardzo zmęczone ruszyłyśmy pieszo wzdłuż szosy do Wetliny.













Kolejne dni wyglądały podobnie. Był czas na odpoczynek, leżakowanie, czytanie, rozmowy ze spotkanymi ludźmi i kupowanie pamiątek. 


"Trzeba nam dom zamknąć, zgubić klucze.
Drogą pójść przed siebie w nieznane.
Nie mieć nic, tylko pewność, że wciąż
żyje w nas tęsknota, co nie daje w miejscu trwać."
                                   / Dariusz Czarny /


Już tęsknię...zarażona jestem Bieszczadem, a tego się nie spodziewałam.



56 komentarzy:

  1. Ulenko, Bieszczady też jeszcze przede mną, mój brat bywał często, a ja nie dotarłam.
    Piękna relacja, cudne zdjęcia, przypomniały mi się piosenki SDM, uwielbiam 😉
    Jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och...kochana ! Też uwielbiasz SDM ?! To moja miłość na wieki ! Teraz jeszcze zakochałam się w Bieszczadach. Polecam Ci ! Na pewno Ci się spodobają.

      Usuń
    2. Zespół miał u nas nawet koncert w teatrze, ale się naśpiewałam!
      Marzą mi się Bieszczady we wrześniu lub maju, więc czekam na emeryturę męża.
      jotka

      Usuń
    3. Ja byłam dwa razy na koncercie SDM. Po koncercie to aż zachrypłam...

      Usuń
  2. Wow, Bieszczady, pięknie ;) byłam 30 lat temu :) Ula jak blisko nieba byłas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "...pół drogi od Ziemi, do nieba pół drogi " .

      Usuń
  3. I przede mną jeszcze Bieszczady... Ale jestem pewna że tam kiedyś dotrę i przejdę je chociaż trochę ...
    Wspanialy wpis i zdjęcia.. no i wspaniała z Ciebie wędrująca Dziewczyna.
    Stokrotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki kochana ! Jeśli chcesz usłyszeć ciszę to gorąco polecam :))

      Usuń
  4. Ależ macie piękne wspomnienia. Nabrałam ochoty na wypad w góry, ale mam jeszcze za małe dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś odmawiałam sobie wielu rzeczy ze względu na dzieci. Teraz, gdy minęło już pół wieku z zachwytem patrzę na ludzi, którzy wszędzie ze sobą zabierają dzieci - nawet bardzo małe - i od maleńkości zarażają swoją pasją. Teraz tego mi żal, że tak nie robiłam. Pozdrawiam Wiolu :))

      Usuń
  5. Pieknie! Wspaniale, że udało Ci sie wreszcie zrealizować dawne marzenie i to w towarzystwie córki. Dzielne z Was dziwczyny! Bieszczady są magiczne. Odczuwam to podobnie i za każdym razem tęsknię, ilekroć kończy sie bieszczadzka podróz. Byłam tam kilkukrotnie, ale nigdy nie nocowałam, bo mieszkamy około 120 kim od nich, wiec da rade wrócic na noc do domu.
    Pozdrawiam Cie serdecznie!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda Olgo - Bieszczady są magiczne ! Jest tam cisza, prostota i każdy znajdzie tam to, co chce znaleźć. Mieszkasz w otoczeniu pięknego krajobrazu ! Widoki i oddychanie w pełnym zachwycie nad pięknem tego świata - godne pozazdroszczenia. Sama nie wiem: gdybym mieszkała blisko gór - czy też by je tak mocno kochała ? Czy wtedy też by mnie tak pociągały ?
      Ja wiesz mieszkam nad morzem. Zwyczajnie jestem więc dziewczyną z Północy. Może dlatego morze jest dla mnie takie zwyczajne, a góry zachwycają po stokroć ? Ściskam i pozdrawiam :))

      Usuń
  6. Ale pięknie! Marzy mi się wyjazd i aktywny odpoczynek na łonie przyrody. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli o tym marzysz to do dzieła ! Realizuj marzenia, bo marzenia nie mogą zbyt długo czekać. Pozdrawiam !!!

      Usuń
  7. Dwa razy spędzałam wakacje w Bieszczadach. Bieszczady to góry, które pachną ziołami. Z tym, że obydwa razy mieszkałam w okolicach Baligrodu. Ale ponieważ byliśmy samochodem, to zwiedziliśmy Bieszczady dość dokładnie. A nasz piesio uwielbiał tamtejsze płyciutkie, choć lodowate strumyki. Na zimowe wypady Bieszczady też są dobre. Z tym,że gdy my byliśmy- przed 2010r, to było w nich jeszcze dość "dziko", ale z tego co wiem to teraz bardzo się Bieszczady rozbudowały i zabudowały. I ciszę się, że byłam w takich jeszcze nieco "dzikich" Bieszczadach. Serdeczności ślę:)
    anabell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś wszędzie było inaczej. Obecnie miasta też się bardzo zmieniły. Na pewno jest inaczej również w Bieszczadach. Ja zobaczyłam je pierwszy raz i zakochałam się ! Dla mnie nadal jest dziko, cicho, prosto i pięknie. Pozdrawiam :))

      Usuń
  8. Bo w Bieszczady jedzie się tylko raz. A potem się ciągle wraca :). Też jestem zakochana w Bieszczadach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo ! Słyszałam to ! Cudnie !!! Na pewno tam wrócę !

      Usuń
  9. Bieszczady na zawsze w moim serduszku <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że jest tutaj więcej miłośników Bieszczadów. Jak pięknie ! Serdeczności :))

      Usuń
  10. Byłam dwa razy w Bieszczadach są piękne . Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachwyt... ja ciągle o nich myślę. Jestem nimi porażona, zarażona, sama nie wiem ? Pozdrawiam :))

      Usuń
  11. Przepięknie, chętnie bym zobaczyla Bieszczady ale nogi odmawiają posłuszeństwa ale byłam w roku 1975 to były inne Bieszczady, sklep 5km, wychodek na górce ale fajnie było, buziaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wszystko się zmieniło. My też inaczej wyglądamy. Wszystko jest takie, jakie zdążyliśmy zapamiętać i to zostaje w sercu. Pozdrawiam cieplutko :))

      Usuń
  12. Witaj Ula :) Bardzo dziękuję za podzielenie się tak inspirującą opowieścią o swojej majowej podróży do Bieszczad. Twoje słowa idealnie oddają piękno i magię tego regionu. Czytając, czułam się jakbym sama wędrowała po połoninach i odkrywała te malownicze szlaki. Niezwykłe jest to, jak sny z młodości mogą w końcu się spełnić, nawet po wielu latach :) pozdrawiam serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak...Dla każdego jest droga przeznaczona i zaplanowana na tym świecie. Ja kocham góry i pojechałabym wszędzie tam, gdzie można się wspinać i wędrować pod górkę. Nie wiem dlaczego ? Po prostu tak mam - od dziecka ! Gdy byłam mała lubiłam adrenalinę, właziłam tam , gdzie nikt inny by nie wszedł. Bieszczady polecam na złapanie oddechu, zachwycenie się pięknem połonin, na święty spokój. Pozdrawiam Aniu :)))

      Usuń
    2. Rozumiem Twoją miłość do wspinaczki i wędrówek, sama czuję to samo. Bieszczady rzeczywiście mog być idealnym miejscem na oddech i ucieczkę od codziennego zgiełku. Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu udanych górskich wypraw, pełnych wspaniałych widoków i niezapomnianych przeżyć :)

      Usuń
  13. Podziwiam Was, bo sporo zobaczyłyście polegając tylko na transporcie publicznym i Waszych nogach :).

    Wchodziłam na Małą Rawkę... Jakże ta nazwa jest myląca haha.
    Nad Soliną też byłam i nawet jechaliśmy kolejką :).

    Trzymam kciuki za kolejne marzenie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że wcale nie żałuję, że korzystałyśmy z transportu publicznego. Samochód trzeba by było zostawiać na płatnym parkingu i potem do niego za każdym razem wracać. To dość zobowiązujące. Fajnie, że też byłaś w tych miejscach. Pozdrawiam serdecznie 💓

      Usuń
  14. Jakie to dziwne dla mnie, gdy ktoś mówi czy pisze, że nigdy nie był w Bieszczadach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem dlaczego wydaje Ci się to dziwne ? Ja mieszkam nad morzem. Rozumiem, że można cieszyć się, widząc morze po raz pierwszy.

      Usuń
  15. Przepiękna fotorelacja.
    Przeczytałam z prawdziwą przyjemnością.
    W Bieszczadach byliśmy dwa razy- w 1997 i 1998. Za pierwszym razem, gdy byliśmy w Solinie dochodziły do nas wiadomości z tej wielkiej powodzi w Kotlinie Kłodzkiej. W kolejnym roku zamieszkaliśmy ...w Wetlinie. Trzy sklepy! To postęp! Za naszej bytności był chyba jeden. Stał pod nim pan z osiołkiem, pozwalał siadać na osiołku dzieciom i fotografować, zbierał na pokarm dla swego zwierzaka. Stołowaliśmy się w jadłodajni harcerskiej, w stołówce pod wiatą. Pamiętam, że przeczekiwaliśmy tam deszcz, bo często padało! Ale nawet deszcz w Wetlinie miło wspominam! Cudowny, niezapomniany pobyt!
    Dziękuję, za Twoją wspaniałą opowieść!
    Sporo się tam zmieniło... Niektóre Wasze wędrówki pokryły się z naszymi...
    Dotarłyście też w miejsca, w których my nie byliśmy.
    Bieszczady mają niesamowity potencjał. Warto tam jechać i wracać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że podzieliłaś się swoimi wspomnieniami. Wspomnienia mocno zakorzeniają się w pamięci i człowiek dokładnie wie, co kiedyś odczuwał. Bieszczady są tak zwyczajne, że aż niezwykłe. My stołowałyśmy się w Jadłodajni Pod Wysoką Połoniną, która mieści się w schronisku o tej samej nazwie. Jedzonko było pyszne jak w domu. Pozdrawiam serdecznie 💓

      Usuń
  16. Wspaniała wycieczka! Super zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  17. Witaj Uleńko 😘
    Ja w Bieszczadach byłam 26 lat temu na koloniach. Byłam w Polańczyku. I udało mi się być na zaporze na jeziorze Solińskim. Niezapomniane wrażenia.
    Wasza podróż naprawdę świetna! I mogłyscie pobyć z córcią tylko we dwie. Domyślam się, że w nogach wiele km miałyście?
    I mam jedno pytanie - podróż trwała 20 godzin czy 12? Bo napisałaś 20 i trochę mnie to przeraziło, że to aż tyle podróż trwała.
    Cieszę się, że taką piękną podróż odbyłyście, że udało Ci się dorobić swoje marzenie!
    Gorące pozdrowienia 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nasza podróż trwała prawie 20 godzin. Wyjechałyśmy wieczorem - po godzinie 20:00, a na miejscu - w Wetlinie byłyśmy przed godz. 16:00. Serdeczności posyłam :)))

      Usuń
  18. Kocham góry, ale w Bieszczadach nie byłam. Z ogromną przyjemnością oglądałam Twoją fotorelację. To dobrze, że udało Ci się spełnić marzenia. Pozdrawiam serdecznie:):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podróż w ten uroczy zakątek dała nam wiele czasu na przemyślenia. Tęsknię... Pozdrawiam ciepło :))

      Usuń
  19. Ależ wspaniały wyjazd. Wiesz, ja również nigdy nie byłam na bieszczadzkich szlakach. W tym roku zapewne się nie uda, ale w przyszłym...kto wie?
    Pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam Bieszczady zwłaszcza tym, którzy chcą zwolnić na chwilę, pomyśleć, pobyć w samotności i lubią wysiłek fizyczny. Pozdrawiam serdecznie Agnieszko :)))

      Usuń
  20. Ula, nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że miałaś taki wspaniały maj, że podróżujesz, realizujesz marzenia, spędzasz czas z córką, no i że blog nie leży odłogiem :) Tematyka wpisu wyjątkowo mnie ucieszyła i przeniosła w przeszłość. Mój tata uwielbiał Bieszczady, byłam więc pary razy na objazdowej wycieczce w tamtych stronach. Mieliśmy rodzinę w Ustrzykach, Lesku, a nad Jezioro Solińskie jeździliśmy kilkukrotnie. Do dziś pamiętam, jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie tamtejsza tama. Powiem Ci, że z chęcią wróciłabym na chwilę do tamtych czasów, kiedy podróżowałam z rodziną dużym fiatem, później polonezem, a z głośników leciały kolejne piosenki Modern Talking. To były piękne czasy, dziękuję Ci, że mi je przypomniałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Zapomniałam dodać, że pięknie to wszystko opisałaś, czytałam jak najlepszą książkę podróżniczą, a historia Pana Koralika mnie mocno rozbawiła ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie Ty masz piękne wspomnienia z dzieciństwa !? To, co pamiętamy z dziecięcych lat jest najcenniejsze.
      Pan Koralik wzbudził we mnie niemałe emocje. Musiałam to przemyśleć na spokojnie. Początkowo było mi Go żal i dziwiłam się, że pozostał samotny, a potem już nie. Najbardziej zdumiała mnie Jego natarczywość i celowe wzbudzanie litości. Niezły z Niego aktor. Pewnego dnia, wracając ze szlaku zobaczyłyśmy, że raczy się posiłkiem w Bazie Ludzi z Mgły - po drugiej stronie ulicy. Zadowolone przeszłyśmy swobodnie przy rozłożonym straganie, licząc na to, że nas nie zobaczy, lecz nagle usłyszałyśmy, że ktoś głośno woła za nami: "Ej ! Ej ! Ejjj !" To był Pan Koralik. Udałyśmy, że tego nie słyszymy i w pośpiechu pomaszerowałyśmy do naszego pensjonatu.

      Usuń
  22. Ula super, że zdecydowałaś się na Bieszczady. Wędrowanie w miłym towarzystwie córki i pod tak pogodnym niebem na pewno na długo zapisze się Waszej pamięci.
    Cudowna relacja i przepiękne bieszczadzkie kadry!
    Pozdrawiam najserdeczniej 😘
    Anita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Anitko ! Jakoś tak niespodziewanie pokochałam te Bieszczady od pierwszego razu. Pozdrowienia ślę :)))

      Usuń
  23. Wspaniała wyprawa i piękne wspomnienia będą. :)
    Marzenia spełniają się, niekoniecznie natychmiast, ale swoim czasie.:)
    Marzenie, które zrodziło się na szlaku w Bieszczadach, na pewno spełni się prędzej czy później, myślę, że prędzej. :)
    Właśnie skończyłam czytać książkę Remigiusza Mroza, w której mroczna akcja rozgrywa się w Bieszczadach, ale Twoje opowiadanie odczarowało tę wizję.
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz ? A to ciekawe - z tą powieścią ! My miałyśmy szczęście, bo nie spotkało nas nic strasznego. Nawet niedźwiedzia nie spotkałyśmy. A wszyscy nas ostrzegali: uważajcie na niedźwiedzie !
      Serdeczności !!!

      Usuń
  24. Ula!
    Miałyście przepiękny urlop i niezapomniane wspomnienia. I te przecudne chwile spędzone razem na bieszczadzkich szlakach, blisko nieba i Boga.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak ! To był bardzo udany urlop ! "W górach jest wszystko, co kocham..." Serdeczności !!!

      Usuń
  25. Ula, nawet nie wiesz jak ja Ci zazdroszczę (pozytywnie). Moje pierwsze spotkanie z Bieszczadami to Cisna, potem byłam jeszcze trzy razy - blisko Lutowisk, blisko Zapory na Solinie i ..... zapomniałam niestety nazwy małej, cudownej wioski bieszczadzkiej. Już tam nie wrócę .... no cóż, życie, pozostaną tylko wspomnienia.
    Pięknie opisałaś Wasz pobyt w tych cudownych miejscach uwiecznionych na zdjęciach .....
    Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och ! Cieszę się Danusiu, że obudziłam wspomnienia. Tak mi miło czytać Twoje słowa... Cudnie tam w tych Bieszczadach i jest w nich coś... nie wiem co, czego nie da się powiedzieć słowami, jakaś moc ciszy i spokoju, którą ja znalazłam dla siebie. Ściskam serdecznie :))

      Usuń
  26. Wspaniałą wyprawę odbyłaś. Ważne że odpoczęłaś. Pozdrawiam :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Alicjo ! Odpoczęłam bardzo, bardzo, choć wyprawy były męczące fizycznie. Doznałam spokoju i ukojenia, a tego potrzebowałam ogromnie i każdemu polecam taki wypad w Bieszczady. Pozdrawiam cieplutko :)))

      Usuń

Za każdy komentarz bardzo dziękuję :)))