Z mojego ostatniego urlopu przywiozłam cztery książki,
a przecież postanowiłam, że nie będę wchodzić do księgarni...
i nie wchodziłam !
Jak to się stało, że zostałam szczęśliwą posiadaczką tych książek ?
To długa historia. Mój urlop majowy to podróż i spotkania z ludźmi,
których dotąd nie znałam. Właściwie to niektórych
znałam z wirtualnego świata, ale nigdy wcześniej
nie spotkaliśmy się w realu.
Najpierw były więc spotkania z ludźmi - interesujące, wielce budujące i zapadające w pamięć, ale zacznę od początku.
Zapisałam się na warsztaty wokalne w Laboratorium Głosu
u Olgi Szwajgier. Rozemocjonowana pojechałam do Krakowa,
pokonując samochodem 700 km, myśląc, że teraz to dopiero będę śpiewała !
Jak się później okazało, warsztaty ze śpiewaniem nie miały zbyt
wiele wspólnego, a sama prowadząca to niezwykle charyzmatyczna i pozytywnie zakręcona osoba, która w dość oryginalny sposób głosi
skądinąd znane mi prawdy życiowe:
" Nie bój się, nie lękaj.
Bądź sobą, ale nie niszcz siebie !
Żyj ! Żyj, nie stresuj się i poczuj się dobrze w tym życiu."
Ja ze zwykłą - niezwykłą Olgą. |
Chociaż warsztaty nie do końca spełniły moje oczekiwania,
to potwierdziły moje przekonanie, że wszystko,
co dzieje się w naszym życiu - dzieje się po coś i nie jest dziełem przypadku.
Tak właśnie się stało, bo na zajęciach poznałam kilka niezwykłych osób,
a jedną z nich była Małgosia Rosiewicz.
Wiele rozmawiałyśmy w czasie przerw na posiłek i poczułam,
jakbyśmy znały się od dawna. Małgosia opowiadała o swoich marzeniach
i w końcu wyszło na jaw, że napisała i wydała książkę.
W książce pt. "Nadzieja" opisuje to, co Jej się przydarzyło oraz
na podstawie własnego doświadczenia życiowego udziela
wskazówek: jak dawać sobie radę w życiu, jak nie przegapić swojej życiowej szansy oraz jak odnaleźć w sobie talent i nie zmarnować go.
Małgosia to ciepła, wrażliwa na piękno i krzywdę ludzką osoba.
Namówiłam Ją, by na następne zajęcia przyniosła swoją książkę
i tak oto stałam się posiadaczką tejże.
Tu z przesympatyczną Małgosią Rosiewicz. |
W kolejnym dniu mojego urlopu odwiedziłam znaną w blogowym świecie poetkę Gabrysię Kotas i jak się zapewne domyślacie
posiedziałam razem z Nią na ławeczce.
To była "Anielska ławeczka". Stąd kolejna książka w moich rękach.
Dziękuję Gabrysiu :)
Kraków przywitał nas deszczem. Brrr… zimno i mokro,
a mnie się zachciało w taką pogodę zwiedzać Krakowski Kazimierz.
W Starej Synagodze dojrzałam w sklepiku z pamiątkami
"Dziennik Anne Frank", którego poszukiwałam od momentu,
gdy obejrzałam film dokumentalny o Annie. Bardzo ujęła mnie
postać 13-letniej żydowskiej dziewczynki, która opisała swoje
wojenne przeżycia w pamiętniku.
Będąc w zeszłym roku w Holandii w Utrechcie zatrzymałam się dłużej
przy pomniku Anne Frank, pod którym codziennie są świeże kwiaty.
Następnie w Klasztorze Ojców Benedyktynów w Tyńcu
wpadła mi w oko książka pt. "Wyjście w nieznane. Medytacje".
Autora tej książki nie znam, ale temat jest dla mnie interesujący,
dlatego musiałam ją mieć.
Teraz już wiecie, że jak sobie obiecam: nie wchodzić do księgarni
to obietnicy dotrzymuję - nie wchodzę i już !
No to jest świetny patent na zdobycie książek bez wchodzenia do księgarni. Kraków w takim doborowym towarzystwie to podwójna satysfakcja, aż lekko zazdrosc może ukłuć:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.:))
Och tak, Celu ! Pomimo brzydkiej pogody mogę śmiało powiedzieć, że to był udany urlop. Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńJednym słowem masz już zaplanowane długie, jesienne wieczory :)
OdpowiedzUsuńJa chyba nawet nie będę czekać z tym do jesieni.
UsuńMile spędzone chwile, z pozytywnymi ludźmi, przy pozytywnej lekturze są bardzo cenne.
OdpowiedzUsuńKsiążkę o A. Frank czytałam dawno. Pamiętam, bardzo mnie poruszyła. Film też widziałam.
Podziwiam Ula - 700 km... no...no...:))) Super!
Tak... znad morza mamy dosyć daleko na południe Polski, a jak już się wybieramy to chcemy zobaczyć jak najwięcej.
UsuńFilm o Annie Frank też mnie bardzo poruszył - do tego stopnia, że zapragnęłam mieć książkę. Gdyby nie Kraków pewnie bym jej nie kupiła. Pozdrawiam serdecznie :)
To dowód na to, że książka zawsze znajdzie swojego czytelnika:-)
OdpowiedzUsuń… a czytelnik pozostanie czytelnikiem i zawsze znajdzie swoją książkę, nie wchodząc nawet do księgarni :)
UsuńMasz 700 km do Krakowa! O wszyscy świeci! Mieszkasz chyba na końcu świata!
OdpowiedzUsuńAle sama przyznasz - takie spotkania blogowe bywają cudne.
Nad polskim morzem mieszkam i dawno już nie byłam w południowej części Polski. Bardzo chciałam się spotkać z moimi blogowymi przyjaciółmi i udało się !!! Teraz zapraszam na północ !!!
UsuńEch, mój ty świecie! Jacy to ludzie szczęśliwi po tej ziemi chodzą...
UsuńTo przeżyłaś iście czytelniczą podróż i przygodę, bo tyle kilometrów, to tylko prawdziwy pasjonat potrafi pokonać :-)
OdpowiedzUsuńHa ha !!! Najbardziej to chciałam śpiewać i spotkać się z ludźmi, a książki to jakby skutek uboczny tej wyprawy. Uściski serdeczne :))
UsuńOjej jaka fantastyczna wycieczka do Krakowa. Jak miło, że spotkałaś tyle wspaniałych osób. Zazdroszczę trochę ;-) Genialne, że akurat dostałaś to co najbardziej lubisz, książki :-))) Uściski serdeczne :-)
OdpowiedzUsuńDzięki Marzenko ! Urlop wyjazdowy daje kopa pozytywnej energii na dalsze życie ! Pozdrawiam :))
UsuńUleńko - we wrześniu wybieramy się do... Dąbek 😊 wiesz „ czym to pachnie” ? 😊 dostałam pozwolenie od mojej endokrynolog. No chyba będę piasek na płazy całowała z radości
OdpowiedzUsuńWow ! Super !!! Już się cieszę na spotkanie :)
UsuńOj, przyciągasz te książki jak magnes! I chyba już nie ma na to rady;))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Chyba masz rację Agnieszko. Nie mogę się jakoś przed nimi obronić. Ściskam :))
UsuńKażda z tych pozycji będzie Ci przypominać osobę, którą spotkałaś miejsce, które odwiedziłaś.
OdpowiedzUsuńBo przecież wszystko dzieje się z jakiegoś powodu.
Ps. Apropos poprzedniego wpisu...mam nadzieję, że spotkasz jeszcze brodatego Pana..
Oczywiście bez przygód,tak zwyczajnie.
Pozdrawiam ciepło!
Dzięki Justynko za te słowa. Na pewno tak będzie. To była cudna podróż i urlop i jak każdy - za krótki. Chciałabym jeszcze raz pojechać w te Twoje okolice i jeszcze pełniej przeżyć czas w tych pięknych okolicznościach przyrody...
UsuńJeśli chodzi o Pana, który naprawił mi rower - to też mam nadzieję, że jeszcze Go spotkam. Ściskam kochani - całą Rodzinkę :)))))
Nałogowiec zawsze sobie poradzi!
OdpowiedzUsuńHe he he !!! A jakże !?
UsuńJa idę na flumark po ptaki z czegokolwiek, a wracam z pomidorami i książkami (których się niestety nieco obawiam):)
OdpowiedzUsuńHa ha ha !!! Wiem, to jest chyba silniejsze od Ciebie. To jest jak nałóg.
UsuńLubię wiele rzeczy, ale nawet największa chęć robienia czegoś(w Twoim przypadku śpiewania), nie zmusiłaby mnie do pokonania 700 km, by wziąć udział w warsztatach.W dniu dzisiejszym dowiedziałam się o kolejnej książce napisanej nie przez profesjonalnego literata. Pierwszą była Anna Kruczkowska "Ciotka w opałach czyli..."(patrz rozmówki-kobiece.blogspot.com). Książkę G. Kotas znam i lubię poczytywać. O Annie Frank wiem ze szkoły ale jej dzienników nie czytałam, bo unikam wszelkiej literatury związanej z II WŚ i wszelkimi innymi konfliktami zbrojnymi. Książka o medytacjach bardzo by mi się przydała, bo w ciągu ostatniego pół roku zauważyłam trudności w koncentracji, pamiętaniu i myśleniu. Mój mózg potrzebuje odnowy. Pozdrawiam serdecznie,zazdroszcząc jednocześnie, że nie wchodząc do księgarni książki masz, a ja nie wchodząc mam zero.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za te słowa. Wiesz, ja lubię poznać najpierw człowieka, a potem przeczytać jego książkę, choć nie jest to regułą. To całkiem coś innego niż czytanie... takie zwyczajne.
UsuńW ogóle lubię książki, które opowiadają o prawdziwym życiu, o tym, co się komuś naprawdę przydarzyło. Takie pochłaniam od razu !
Bardzo lubię książki o wyprawach w Himalaje. to są książki o życiu. Kocham to !!! Może dlatego, że sama nie zdobywam górskich szczytów , ale kocham góry. Pozdrawiam serdecznie :))
Zostawiałam komentarz i go nie widzę!
OdpowiedzUsuńPiękną miałaś podróż w świat książek ulubionych i "owocne" spotkania:)
Pozdrawiam:)
O tak !!! Udało się to co zaplanowałam, a nawet więcej ! Pozdrawiam :)
UsuńHej! Za przygodą można jechać daleko, my potrafiłyśmy jechać kilkaset kilometrów tylko oo to, by wziąć udział w maratonie. Choć tak napradę, tak jak napisałaś w tytule, jedzie się, by spotkać ludzi.
OdpowiedzUsuńWitaj ! Tak, dla mnie osobiście bardzo cenne są właśnie spotkania z ludźmi. Jeśli ma się pasję, to wtedy w ogóle nie jest ważne ile kilometrów trzeba pokonać, by ją rozwijać i spełniać marzenia. Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńJa też czasem nie wychodzę do księgarni a książki same lądują w moich łapach :) też sobie daję na nie szlaban bo nie mam miejsca na półkach. Trudno się jednak oprzeć po spotkaniu z ciekawym autorem :)
OdpowiedzUsuńO tak ! Po spotkaniu z autorem to już nie ma wyjścia :))
UsuńGrunt, to być silnym i stanowczym w swoim postanowieniu. Pozdrawiam!^^
OdpowiedzUsuńHa ha ha !!! Tak trzymać !!!
UsuńZnam więcej książek niż ludzi i jest mi z tym dobrze. Napisał Andrzej Stasiuk . Ty wydajesz się równoważyć ten rachunek - za każdą książką stoi człowiek i chyba tak jest super . :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Ciekawe podejście do tematu wg pana Andrzeja Stasiuka. Pozdrawiam :)
UsuńDziękuję Urszulko za ciepłe słowa oraz cudowne spotkanie :)Serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNic nie przepadnie, ani nie pójdzie w niepamięć ! Uściski serdeczne posyłam :))
Usuń