Zapowiadała się całkiem zwyczajna niedziela do momentu, gdy
przypomniałam mężowi, że obiecał mi wspólną
wyprawę rowerową.
Chłop najpierw zrobił dziwną minę, udając, że to nie dziś,
ale nie dałam się długo zwodzić i postawiłam na swoim:
- Jak nie dziś, to nigdy !
I wyruszyliśmy ! Cel - Karlino - niewielkie miasteczko, położone 6 km od Białogardu.
Gdy wyjeżdżaliśmy z domu było chłodno, ale w niedługim czasie słońce wyszło
zza chmur i na dobre się rozpogodziło.
zza chmur i na dobre się rozpogodziło.
Do celu dotarliśmy bez większych przeszkód, pokonując 17 km
dość intensywnie uczęszczaną drogą.
dość intensywnie uczęszczaną drogą.
Karlino to urocze miasteczko z pięknym kościołem p.w. świętego Michała Archanioła.
Na przeciw kościoła usytuowany jest eklektyczny budynek ratusza z 1912 roku.
Na jego fasadzie frontowej, nad portykiem umieszczony jest ozdobny
kartusz z herbem miasta.
Dwie niebieskie wstęgi, tworzące deltę - symbolizują dwie rzeki: Parsętę i Radew,
a insygnia biskupie przypominają o biskupie kamieńskim Filipie von Rebergu, który w 1385 roku nadał prawa miejskie.
Jest jeszcze jeden budynek w Karlinie, który zwrócił naszą uwagę.
To budynek dawnego Pruskiego Urzędu Sądowego.
Obecnie mieści się w nim Muzeum Ziemi Karlińskiej, Siedziba Straży Miejskiej oraz Związek Miast i Gmin Dorzecza Parsęty.
Szkoda tylko, że tego dnia muzeum było nieczynne...
Niewątpliwie ciekawostką jest to, że w tym uroczym małym miasteczku
stał kiedyś Zamek Biskupów Kamieńskich, który po licznych pożarach i wojnach popadł w ruinę, a na jego miejscu wybudowano królewski browar
i po zamku nie ma już śladu.
W 1807 roku Karlino było główną kwaterą wojsk napoleońskich podczas
szturmu na Kołobrzeg.
Ja pamiętam Karlino z dzieciństwa, kiedy to w 1981 roku doszło tam
do wybuchu ropy naftowej i wtedy wielu mieszkańców Koszalina
i okolicznych terenów wyruszyło, by stać się naocznymi świadkami
tego wydarzenia.
Mój tata zapakował całą naszą rodzinkę do "malucha"
i pojechaliśmy zobaczyć jak płonie wystrzelona w górę ropa.
Do dziś pamiętam ten widok oraz to, że takich zapaleńców jak my
było tak dużo, że zmuszeni byliśmy poruszać się w ogromnym
samochodowym ciągu.
Krążąc rowerami po mieście, dostrzegliśmy fajną ścieżkę rowerową, biegnącą wzdłuż rzeki Parsęty. Znaleźliśmy miejsce przy rzece, gdzie rozłożyliśmy koc
i urządziliśmy sobie piknik na trawie.
Po odpoczynku ruszyliśmy dalej - ścieżką wzdłuż rzeki, nie wiedząc
jednak dokąd nas ona zaprowadzi.
Chciałam zapytać o drogę mijającego nas rowerzystę, ale nie wzbudził on mojego zaufania i zrezygnowałam. Droga wiła się pośród krzewów i zarośli, ale cały czas widzieliśmy rzekę.
Po jakimś czasie na naszej drodze pojawił się mężczyzna z wielkim
aparatem fotograficznym zawieszonym na szyi oraz dużym,
czarnym psem prowadzonym na smyczy. Ten gość wzbudzał zaufanie,
więc od razu zapytałam go o drogę. W dość zawiły sposób wyjaśnił nam
którędy powinniśmy jechać, by wyjechać z lasu.
Pojechaliśmy według jego wskazówek. Droga wiodąca przez las - początkowo przyjemna - stawała się coraz węższa, lecz ciągle mieliśmy nadzieję,
że wyprowadzi nas na otwartą przestrzeń.
Niestety w końcu w ogóle przestała być drogą i zmieniła się w mokradła.
Nie mogąc jechać dalej przez chaszcze, zawróciliśmy.
Dotarliśmy do leśnego rozdroża i zobaczyliśmy po naszej lewej stronie namalowany na drzewie znak szlaku rowerowego. Wybraliśmy tę trasę, choć nie była ona łatwa.
Początkowo wiodła pod górkę. Zmuszeni byliśmy na pewien czas zsiąść
z rowerów, gdyż piach i strome wzniesienie nie pozwoliły na swobodne poruszanie się na nich. Z górki było już o wiele łatwiej, ale piaszczyste podłoże i moja nieuwaga spowodowały, że wywaliłam się razem z rowerem.
Na szczęście nic mi się nie stało.
Po niedługiej chwili zobaczyliśmy biegaczkę, którą tym razem mój mąż
zapytał o drogę, a za moment starszego pana na rowerze,
który potwierdził, że jedziemy we właściwym kierunku.
Jadąc, jeszcze kilkanaście minut przez las, wzdłuż torów, dojechaliśmy do ulicy Koszalińskiej. Teraz wiedzieliśmy już w którą stronę się kierować.
Pojechaliśmy mało uczęszczaną trasą, z nową nawierzchnią.
Mimo, że droga powrotna była dłuższa, jechało się świetnie !
Tego dnia przejechaliśmy łącznie około 55 km.
Do domu wróciliśmy nieco zmęczeni, ale radośni.
Wniosek po tej podróży nasuwa się jeden: nigdy nie pytaj o drogę eleganta spotkanego na leśnej ścieżce !!!
Łał!! Znam to miasto ! Tu mieszka moja długoletnia koleżanka :)
OdpowiedzUsuńPamiętam i kościół i Muzeum , które razem odwiedziliśmy :)
Fajnie jest tak się przejechać , mój największy dystans na rowerze to ok.10km.... byłam padnięta :)
Popatrz, popatrz - takie małe Karlino, a jednak znane ! Fajnie ! My do kościoła nie weszliśmy, bo trwała msza i było w nim bardzo dużo ludzi, a muzeum... sama wiesz. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńUleńko, jesteś niezwykle dzielną kobietą!
OdpowiedzUsuńW podobnym stylu do karlińskiego muzeum jest zbudowany nasz ratusz.
Kiedyś zabłądziliśmy w bydgoskim lesie i okazało się, że nie zawsze miejscowi są dobrze zorientowani, na szczęście mój mąż ma nosa...
Nie ma to jak dobry nos !!! Mój mąż też ma dobrą orientację w terenie, ale zaufaliśmy nieznajomemu. Pozdrawiam cieplutko :))
UsuńPięknie Ula. Zazdroszczę takiej wycieczki ale podziwiam, bo ja tyle kilometrów chyba bym nie dała rady pokonać, a jak bym zgubiła drogę to zapewne zaczęłabym panikować. Dlatego zawsze wybieram znane trasy. Pozdrawiam serdecznie i życzę więcej takich cudnych wycieczek.
OdpowiedzUsuńDzięki Agnieszko :) Lubię czuć lekki dreszczyk emocji i lubię bardzo rowerowe wycieczki. Marzę, by pojechać na Bornholm. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńDziękuję, że nie zapominasz o mnie w te jesienne dni.
Karlino pamiętam tak jak ty z początku lat 80-tych. Nie wiedziałam jednak, jak to miejsce wygląda. A jest naprawdę urocze.
Niestety dni stają się coraz krótsze, chłodniejsze. To nie nastraja do długich wędrówek. Nie siedzę jednak siedzę. Zbieram siły na nadchodzącą zimę. Spaceruję, pracuję w ogrodzie i na balkonie.
Trochę mi tylko szkoda, że mój jesienny koszyk powoli pustoszeje. Śliwki już się skończyły, winogrona powoli też. Gruszki jeszcze są, ale i one niedługo znikną. Na szczęście pozostaną niezawodne jabłka i orzechy. Może zrobiłabym jakiś pyszny, szybki deser? Może masz na niego pomysł i zostawisz go na moich stronkach? Proszę tylko bez glutenu….
Pozdrawiam końcówką października
Ismeno, ja kocham jesień i biorę ją w całości - ze słońcem i deszczem, z mgłami i wiatrem ! Jeśli chodzi o gluten - to chyba tylko kwestia mąki, więc prawie każdy przepis da się przerobić, by tego glutenu nie było. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńSuper! :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, dlaczego, ale wydało mi się, że na tym pierwszym zdjęciu masz wózek dziecięcy. Dopiero po powiększeniu zobaczyłam rzeczywistość :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię północną, pruską architekturę, czerwoną cegłę, szachulce.
Ha ha ha !!! To mój rower - tak obładowany ! Sakwy, a na wierzchu: kurtka i koc. Przygotowaliśmy się na ten wyjazd, a jakże !
UsuńNo tak, potem już zobaczyłam. Ale pierwszy odruch to było zastanowienie: w wózku to Twoje dziecko czy wnuk? :)
Usuńsuper fajna wycieczka
OdpowiedzUsuńBardzo fajna wycieczkę miałaś Ulko.A jakie ciekawostki znajdują się i w tym Karlinie i po drodze. U nas taka ładna pogoda była w tamtą niedzielę więc byliśmy na wycieczce w Besku.Dzisiaj jest zupełnie ta inna ,mniej optymistyczna jesień.Pozostaje pogoda ducha,a tej staram się nie tracić. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTak. Takie małe miasteczko, a kryje tyle tajemnic. Ciekawostki to na pewno znajdują się wszędzie. Trzeba tylko umieć je dostrzec. Pozdrawiam Grażynko :)
UsuńŚwietna wycieczka i jakie piękne widoki. Lubię jeździć na rowerze, bo po takiej jeździe człowiek jest tak pozytywnie zmęczony, super uczucie.
OdpowiedzUsuńO Tak !!! Zgadzam się z Tobą ! Pozytywne zmęczenie u mnie objawia się tym, że nigdy nie mam dość :)))
UsuńZmęczeni ale szczęśliwi. Brawo dla wytrwałych :*
OdpowiedzUsuńDziękuję :))
UsuńO, Karlino:) mój wujej/ juzż Św. pamięci/gasił tam ropę :)
OdpowiedzUsuńNo popatrz, jaki ten świat mały? Zawsze wiedziałam, że my mamy do siebie blisko. Jak będziesz kiedyś w moich stronach - zapraszam :))
UsuńNigdy tam nie byłam, więc dziękuję za tę wycieczkę.
OdpowiedzUsuńMiło mi, że mogłaś tam być - chociaż wirtualnie :)) Pozdrawiam Basiu :))
UsuńSuper wycieczka :) Myśmy wczoraj przecierali szlak do Ostrawy ( samochodem) , zwiedziliśmy co prawda tylko centrum handlowe, bo pani prowadząca w telefonie się zawiesiła, a nie ma jak to się w Czachach zgubić :))) Ale szlak już przetarty - następna wycieczka będzie lepiej zaplanowana. Okazało się, że mamy tam całkiem blisko.Pozdrawiam Uleńko
OdpowiedzUsuńOch ! Jak masz fajnie - tak blisko do Czech !!! Pozdrawiam :))
UsuńNie ma to jak wycieczka z przygodami. 55 km to sporo!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Dziękuję Agnieszko :)
UsuńUlu ale wyprawa tylko pozazdrościć - wspaniale spędzona niedziela :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Dzięki Beatko :))
UsuńŚwietne wyprawa, choć z małymi przygodami. Zdjęcia wspaniałe! Pozdrawiam Ulu:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Anetko :))
UsuńCudne widoki pokazałaś. My z mężem też często jeździmy na wycieczki rowerowe, ale nie są takie długie. Pamiętam jak było głośno o Karlinie, a teraz zobaczyłam je Twoimi oczami. Urocze.Pozdrawiam dzielna kobietko:):):)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :) Nie spodziewałam się, że tyle osób zna lub chociażby słyszało o Karlinie. Pozdrawiam serdecznie :))
UsuńWycieczka naprawdę świetna:) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Pozdrawiam :))
Usuńa nad rzeką przepięknie ! super wycieczka rowerowa! kawał drogi zrobiliście, podziwiam :-)
OdpowiedzUsuńDzięki Marzenko :))
UsuńZuchy!
OdpowiedzUsuńFajne wycieczki robicie, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Pozdrawiam :))
UsuńPiękne okolice zwiedziłaś . Wycieczka na rowerze to wielka przyjemność , zwłaszcza w Twoich okolicach bo u mnie do pokonania są znaczne wzniesienia -wszędzie są górki .
OdpowiedzUsuńRzeczywiście Grażynko, płaski teren to niewątpliwie plus tych naszych rowerowych wypraw. Buziaki posyłam :))
Usuń