Zastanawiałam się ostatnio dlaczego większość ludzi
tak bardzo interesuje się losem skrzywdzonych psów.
W sprawie kotów - zdania są podzielone... i nie słychać już
o tak spektakularnych i bohaterskich postawach,
a jeśli chodzi o inne zwierzęta ..?
W Dzień Kobiet jakieś dzieci, wracające ze szkoły oddały w ręce mojego męża
rannego gołębia i "zaklinały "Go, aby koniecznie udzielił mu pomocy.
A swoją drogą - to sprytne te dzieci - oddały i pozbyły się kłopotu,
zamiast wziąć do domu i zaopiekować się.
Mąż - bardzo roztargniony zadzwonił do mnie i rzekł, że na obiad to chyba
będziemy mieć gołąbki (?!).
Ale - poważnie to zadzwonił do schroniska dla zwierząt
i tam Jemu odpowiedzieli, żeby absolutnie nie
przywoził do nich gołębia, bo oni nie zajmują się ptakami.
Poradziłam mężowi, żeby zawiózł go do papugarni,
która od niedawna funkcjonuje w naszym mieście.
Tam też odmówili pomocy.
Towarzystwo Przyjaciół Zwierząt - istnieje chyba tylko z nazwy,
bo nikt telefonu nie odbierał...
Co robić ???
Mamy w domu dwa psy i dwa koty, które byłyby niespokojne - delikatnie rzecz ujmując, gdyby jeszcze gołąb dołączył do towarzystwa.
Poza tym mieszkamy przy lesie i nie posiadamy klatki.
I tak oto mój małżonek o gołębim sercu, jeździł po mieście
z gołębiem na siedzeniu pasażera, szukając rady, pomocy i wsparcia.
W końcu zawiózł ptaka na rynek miejski - tam, gdzie jest dużo gołębi
I tak oto mój małżonek o gołębim sercu, jeździł po mieście
z gołębiem na siedzeniu pasażera, szukając rady, pomocy i wsparcia.
W końcu zawiózł ptaka na rynek miejski - tam, gdzie jest dużo gołębi
i oddał sprawę w ręce losu.
Posmutniały wrócił do domu z kwiatami i czekoladkami,
bo to Dzień Kobiet był.
Posmutniały wrócił do domu z kwiatami i czekoladkami,
bo to Dzień Kobiet był.
Tam, gdzie - wydawałoby się, że powinniśmy pomoc
otrzymać - nie było ani współczucia, ani pomocy,
ani nawet dobrej rady.
ani nawet dobrej rady.
Gołębiami nikt się nie przejmuje.
Dlaczego ?..bo jest ich dużo ?... bo brudzą?.. bo śmiecą?.. bo przenoszą choroby?
To niedorzeczne !
Za gołębiami nie przepadam, nie znam sie też na chorobach ptasich, ale wytypowane instytucje chyba powinny zareagować, choćby dla zasady...
OdpowiedzUsuńMoja kuzynka trzymała kiedyś gołębia w kartonie, bo wypadł z gniazda, potem odkarmiony odleciał, chyba...
Widzisz, jakoś wcześniej nie miałam z chorym ptakiem do czynienia, ale teraz to na pewno rozejrzę się za odpowiednią instytucją.
UsuńUleńko, my ostatnio szukaliśmy po całym domu gołębia, który gruchał i gruchał, a on siedział na kominie i było go słychać w całym domu ;)
OdpowiedzUsuńHa ha ha !!! Bardzo lubię gruchanie gołębia. Gdy mieszkaliśmy w kamienicy na ostatnim piętrze - tam zawsze siadał gołąb na kominie i gruchał. Przypomina mi to tamten dom i babcię i dziadka...
UsuńSą specjalne Ośrodki , które przyjmują ptaki, może do Urzędu Miejskiego warto przedzwonić i oni powinni wiedzieć , gdzie taki najbliższy Ośrodek jest dla dzikich ptaków.
OdpowiedzUsuńNasza osobista Pani doktor weterynarz Beata Lalik taki właśnie Ośrodek prowadzi i przyjmuje wszystkie ptaszki, u was też powinno coś takiego być.
Ooo !!! Dziękuję :) Nie wiedziałam, że są takie ośrodki, ale postaram się dowiedzieć. Nie wiedziałam nawet, że mój mąż tak przejmie się losem gołębia...
UsuńSama jakiś rok temu zabrałam z głównego deptaka Wrocławia krwawiącego gołębia. Siedział bod restauracją, nikt się nie zainteresowała. A ja zawinęłam go w szal i postanowiłam zanieść do swojego weta. Na miejscu się okazało że jest bardzo mocno ranny i ie ma większych szans. Chyba go wrona zaatakowała b miał w klatce piersiowej dziurę jak ta lala. Nie pozostało nic innego jak ulżyć mu w cierpieniu. Podzieliliśmy się kosztami środka na uśpienie.
OdpowiedzUsuńAle tak, znam niewiele osób które się przejmą gołębiem. Ale większość też zignoruje kota czy nawet człowieka w potrzebie.
Jaka smutna historia... Przynajmniej zrobiłaś, co w Twojej mocy, no i masz wspaniałego weterynarza !!!
UsuńOsobiście przejmuję się każdym zwierzakiem, zbieram potłuczone sikorki, które po krótkiej reanimacji odlatują, ułatwiam start z ręki młodym jerzykom, bo same nie są w stanie wzbić się w powietrze z ziemi, bronię stada nietoperzyc, które przylatują do pobliskiej dziupli na wiosenne "lęgi"...Mam wrażenie, ze ludzie dla których los zwierząt jest obojętny, są równie obojętni na cierpienie innych ludzi. To smutne. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMam podobne zdanie. Ten kto nie kocha zwierząt, ten jest również nieczuły dla ludzi. A Ty, Anetko masz złote serce i odwagę ! Podziwiam Cię za to, co robisz dla tych stworzeń malutkich :))
UsuńJest mało miejsc, gdzie można otrzymać pomoc dla rannego ptaka. Najprędzej można ją uzyskać w ...ogrodzie zoologicznym.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
U nas niestety nie ma zoologicznego ogrodu.
Usuńszkoda gołąbeczka ale czasem nie mamy wpływu na pewne rzeczy a szkoda,pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMąż ma rzeczywiście gołębie serce. Niestety tak u nas jest z pomocą, nie jest wesoło.
OdpowiedzUsuńJa kiedyś spacerując po polach zobaczyłam gołębia przywiązanego za nóżkę do kija. Biedak szamotał się, był w szczerym polu. Uwolniłam go , pofrunął. Za jakiś czas znów w polu znalazłam przywiązanego gołębia. Nie wiedziałam kto taką krzywdę robi ptakom...dzieci? Opowiedziałam moją przygodę sąsiadowi ze wsi, hodowcy gołębi. On przerażony spytał, czy ja uwalniałam ptaka przez rękawiczkę czy gołą ręką? Co za głupie pytanie, ale nie pamiętałam. Wyobraź sobie, że te gołębie są smarowane jakąś ciężką trucizną i przywiązywane w polu jako wabik na polujące ptaki drapieżne. I oczywiście ptaki te po złapaniu takiego gołębia otrują się i padają. Dlaczego tak robią? Pytam się. Bo są "szkudne" i potrafią wyłapywać hodowane gołębie. Co za głupota i nieodpowiedzialność ludzka. Niestety taka mentalność jest cały czas na porządku dziennym.
U nas w lesie jest kania ruda, myszołowy, krogulce.
Pozdrawiam Ulu. Niestety wspominając tę przygodę zdenerwowałam się.
To straszne, co mówisz Aniu. Nie miałam pojęcia o takich drastycznych metodach. Niestety... to wszystko ludzie wymyślają, a wielu z nich uważa się pewnie za miłośników zwierząt ? Pozdrawiam :)
UsuńSmutna historia :-(.Szkoda gadać o tym że najbardziej zawiedli ci na których pomoc powinniśmy móc liczyć. pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńTroszkę smutna historia...Eh...Oby w ludziach było więcej empatii i los zwierząt nie był im nigdy obojętny
OdpowiedzUsuń... oby ! Najgorsze jest to, że niektórzy zapominają być człowiekiem, a są tylko automatem wykonującym procedury.
UsuńSmutne i jakie prawdziwe. Najbardziej boli chyba fakt, że instytucje, które chociaż powinny doradzić, gdzie pomocy szukać były jakby głuche na Waszą sprawę. Krzywda nie powinna się dziać żadnemu żywemu stworzeniu :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
W sumie masz rację, nigdy o tym nie pomyślałam, ale zawsze głośno jest o psich adopcjach, o kotach jakoś tak ciszej. Chociaż oczywiście zdarzało mi się trafiać na historie, gdzie ludzie znajdywali zabiedzone, czasem okaleczone koteczki, przygarniali je i pomagali wrócić do zdrowia :) Więc są bohaterskie postawy wobec kotów :) W swoim otoczeniu też mam kilka przypadków przygarnięcia kota "z ulicy" :) Mój dom rodzinny działał jak magnez na zaniedbane koty, po prostu przychodziły i już zostawały :D Jedna z takich przybyłych kotek niedawno odeszła po długim życiu, była najwierniejszym i najmądrzejszym kotem w naszym domu. Podziwiam dobre serce Męża :) nie wiem skąd jesteście, ale w pewnych miastach funkcjonują Ptasie Azyle, a prędzej chyba pomógłby jakiś weterynarz, niż TOZ :) Ale to na przyszłość :) Niestety, nie zmienimy świata, ale swoim postępowaniem i przykładem możemy wpływać na siebie i swoje najbliższe otoczenie. Trzeba tę możliwość wykorzystywać jak najlepiej :) Rozpisałam się :) Serdecznie pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńWitaj ! Dziękuję za zabranie głosu w ważnej sprawie. Ja nie jestem "maniaczką" jeśli chodzi o zwierzęta, ale na pewno nie przeszłabym obojętnie obok potrzebującego pomocy zwierzaka. Gdy przeprowadziliśmy się na wieś w naszej szopie okociła się kotka, która wypuszczała się na coraz to dłuższe polowania aż w końcu zostawiła potomstwo. Kocięta zaczęły miałczeć, "nawoływać", dawać znać o sobie, więc się nimi zaopiekowaliśmy.
UsuńW sprawie gołębia mąż dzwonił do TOZ-u, ale telefon nie odpowiadał... Poczytam sobie jeszcze o Ptasich Azylach. Dziękuję :))
zdecydowanie smutna historia z gołębiem, mimo wszystko wywołuje pozytywne emocje - dzięki tym wszystkim powyższym głosom ... historii tyle ile wrażliwych ludzi...
OdpowiedzUsuńsama kiedyś miałam przypadek z rannym ptaszkiem.. niestety nie zdążyłam mu pomóc... innym razem maleńka kuna spotkana na drodze pod lasem, nie wiedziałam czy została porzucona przez matkę czy tylko mama się oddaliła... przeniosłam delikatnie ze środka na trawę, starałam się nie dotykać, żeby nie zostawić zapachu... nie wiem czy dobrze zrobiłam... czasem o tym myślę... mało wiedzy ale jeszcze mnie serca mamy niestety najczęściej w takich przypadkach...
pozdrawiam serdecznie
No tak to już jest. Sama widzisz, każdy ma swoje, a to psy , a to koty itp. ale gołąbka weterynarz by opatrzył, tyle, że za pieniądze. No cóż począć...
OdpowiedzUsuńW schronisku w Korabkach, o którym już pisałam, przyjmują wszystkie zwierzaki, mają konie i świnki, kury itp. dlatego przyjmują wszystko co się nadaje do jedzenia dla zwierząt :-) Ale na leczenie szukają sponsorów i o to jest bardzo trudno, niestety. Schronisko utrzymują wolontariusze z datków :-) Buziaki :-)
Smutna historia ale niestety taka jest nasza rzeczywistość. Większość ludzi tylko deklaruje swoją miłość do zwierząt, w praktyce wygląda to inaczej.
OdpowiedzUsuńCzasem niewiele potrzeba żeby pomóc, brakuje tylko dobrej woli.
Pozdrawiam Cię Uleńko bardzo ciepło.
Dziękuję Ewo :) Pozdrawiam :))
UsuńJa gołębi nie lubie.. dla mnie są to zwierzęta, które faktycznie roznoszą masę bakterii. Jednak uważam, że stowarzyszenie pomocy zwierzętem powinno go przyjąć do siebie, pomóc wam a nie odprawić was z kwitkiem. To, że ktoś może ich nie lubić wcale nie jest oznaką, że ma nie pomagać.. przykra historia
OdpowiedzUsuńSzczerze - to ja też za nimi nie przepadam, bo miałam z nimi tylko przykre zdarzenia.Ale jeśli chodzi o pomoc to wtedy się na to nie patrzy. Pozdrawiam :)
UsuńWiem że w Warszawie jest oddział zajmujący się ptakami, ale ogólnie to zawsze jest problem z takimi zwierzakami. Ja pamiętam z dzieciństwa jak wychowywałam jaskółkę, która miała coś ze skrzydłem i nie mogła latać. W końcu się nauczyła i odleciała.
OdpowiedzUsuń